Między ryzykanctwem a melancholią.

20. 12. 17
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

Trudną jest rola prowadzącego wywiad, gdy rozmówca nie jest emocjonalnie daleki, a wręcz dokładnie odwrotnie. Trudno w takiej sytuacji o dystans i beznamiętną ocenę. Jeśli kogoś znasz „całe życie”, a potem okazuje się, że to znajomość powierzchowna, taka z kategorii : wiesz jak wygląda, masz wspólne wspomnienia sprzed lat, ale postać tej osoby jest jednak jednym z elementów własnej przeszłości, to zdziwienie towarzyszące temu drugiemu oglądowi, jest tym większe. Jestem zaskoczona, zaskoczeniem radosnym, ekscytacją niespodziewaną oraz nieoczekiwanym odkryciem zbieżności literackich wyborów. Zapraszam na spotkanie z młodym, polskim pisarzem, którego „Absalona” wydało warszawskie wydawnictwo” Nieoczywiste”, zapraszam na spotkanie z Jakubem Miazgą.

U. Wojnarowska Curyło :  Zdania w twojej książce są malarskie, ale też długie i wielokrotnie złożone. Takie zdania kojarzą się raczej z niszową literaturą. Czy to świadomy zabieg pisania dla wyrobionego czytelnika czy tak wyszło?

J. Miazga : To, jak „Absalon” został napisany, ma swoje źródło w tym, jakie powieści czytam. Bardzo lubię książki, które mają złożoną formę, są ciekawie skonstruowane, a ich język jest melodyjny. Myślę, że stąd to upodobanie do długich fraz. Ponadto taki styl dla sztuki powieściowej wydaje mi się naturalny. Długie zdania pozwalają wplatać różne dygresje, które pewnie spowalniają narrację, ale poza tym dodają pełnowymiarowości całej historii i czynią ją bardziej przekonującą. Mimo wszystko moim celem nie było tworzenie literatury niszowej. Zawsze z największą przyjemnością sięgałem po takie książki, które da się czytać na wielu poziomach; są w nich pewne treści „ukryte”, które czytelnik samodzielnie musi wydobyć, a jednocześnie są wciągające na poziomie fabularnym. To mój ideał literatury, do którego staram się dążyć.

U. Wojnarowska Curyło : W Absalonie znalazłam słowa, które można wziąć za złotą myśl, na przykład: „Nic tak nie upadla człowieka jak chciwość połączona z niewiedzą” (str. 113). Albo ze str. 153 fantastyczny zwrot "nakarmić mną swoje ego" Czy takie przemyślenia są efektem studiów filozoficznych, bogatej dyskusji z samym sobą, oczytania, czy czymś innym lub wszystkim po trochę?

J. Miazga : Podczas pisania myślę słowami, dlatego będąc w trybie pracy nad książką, z łatwością przychodzi mi nazywanie pewnych zjawisk zaobserwowanych w życiu codziennym. To stąd biorą się takie zdania. W normalnej sytuacji niektóre zwroty nie przyszłyby mi do głowy, ale pisanie powieści jest aktem rytualnym, trzeba to robić systematycznie. Wynikiem powtarzania tego rytuału są takie nieoczywiste językowe konfiguracje. Oczywiście nie myślę o tym, żeby wyrazić „złotą myśl”, ale szukam słów do zilustrowania pewnych wydarzeń opisywanych przeze mnie w książce. Studia filozoficzne pomagają tutaj o tyle, o ile nauczyły mnie używania języka zgodnie z regułami logiki, co bardzo się przydaje podczas pisania.

U. Wojnarowska Curyło : Waham się, czy powiedziałabym o „Absalonie” : kryminał. Raczej - zanurzony w "krakowskości" portret miasta z perspektywy różnych ludzi. Ile w tym portrecie fikcji, a ile reporterskiej prawdy? Książka przytłacza wiedzą na bardzo wiele tematów. Ile trwało jej pisanie, a od kiedy kiełkowała o niej myśl?

J. Miazga : Książkę skończyłem pisać wiosną 2019 r. Wcześniej intensywnie pracowałem nad nią przez dwadzieścia miesięcy, które poprzedziło kilka dodatkowych miesięcy poświęconych na przygotowanie planu i zbieranie potrzebnych informacji. Należy jednak wziąć pod uwagę, że początkowa objętość „Absalona” była ponad dwukrotnie większa względem obecnej długości. Na potrzeby napisania tej książki przeprowadziłem bogaty „research”, który stale uzupełniałem podczas pisania, ponieważ co chwila okazywało się, że na jakiś temat muszę dowiedzieć się czegoś więcej. Generalnie starałem się nie wprowadzać do książki za dużo informacji, ale raczej dzięki nabywanej wiedzy unikać błędów. Konwencja kryminalna, której użyłem, jest pod tym względem bardzo wymagająca, i mimo że osadziłem akcję zaledwie kilka lat wstecz, nasze prawo zdołało się od tego czasu zmienić na tyle, że momentami miałem wrażenie, jakbym pracował nad powieścią prawie historyczną. Ale poza trudnościami osadzenie fabuły książki w realiach przyniosło też miłe niespodzianki. Parokrotnie w trakcie pisania dowiadywałem się o jakichś rzeczywistych zdarzeniach, które pasowały do powieści tak, jakby zostały wymyślone na jej potrzeby. Przykładem takich odkryć są zaginione szkice Caravaggia, o których jest w książce mowa – nie miałem tego w planie, ale uznałem, że warto wykorzystać ten wątek, żeby poprowadzić akcję do przodu. Moja książka łączy więc fikcję z realnymi wydarzeniami, i o ile realia stanowią tło dla fikcyjnej historii, to o wymyślonej fabule od początku myślałem jako o alegorii. Starałem się wymyślić taką historię, żeby opowiadała coś o świecie, w którym żyjemy. I uznałem, że najlepszym kostiumem dla tej historii będzie kryminał.

U. Wojnarowska Curyło : Od czego zaczęło się Twoje pisanie? Kogo lubisz czytać?

J. Miazga : Pamiętam, że pierwsze historie wymyślałem jeszcze przed nabyciem umiejętności pisania, a żeby je utrwalić, posługiwałem się rysowaniem obrazków, dlatego kiedy już opanowałem alfabet, korzystanie z niego w celu przelewania na papier różnych wymyślonych historii przyszło mi naturalnie. Mimo to nawet w dziecięcej fantazji ani razu nie pomyślałem, by być pisarzem. To była taka forma zabawy, w której dziecko wyobraża sobie, że jest kimś innym, kimś, kto doświadcza wymyślonych przez nie przygód. I chociaż nie przypisywałbym tej zabawie zbyt dużego znaczenia, myślę, że z podobnego pragnienia wzięło się moje późniejsze upodobanie do czytania oraz pisania. Poważniejsze próby pisarskie rozpocząłem w wieku 19 lat, natomiast w wieku 23 lat po napisaniu pierwszego opowiadania zacząłem z przekonaniem dążyć do tego, by pisać książki. Wciąż jednak od stworzenia pierwszej powieści dzieliła mnie długa droga, bo nie byłem studentem żadnego humanistycznego kierunku, tylko zootechniki, i naukę pisarskiego rzemiosła musiałem zaczynać całkiem od podstaw. Przy tym wiedziałem, że zmagam się z trudną materią, ponieważ nie interesowała mnie literatura, która by miała służyć tylko rozrywce. Nie jestem też typem osoby, która chciałaby dzielić się czymś, czego nie jest jeszcze do końca pewna. Tak oto pisania zacząłem się uczyć od moich ulubionych pisarzy, zarówno analizując ich dzieła, jak również czytając ich eseje oraz prace krytyczne. Myślę, że to dużo lepsza (i dużo tańsza) metoda niż jakiekolwiek kursy kreatywnego pisania, bo samemu można dobrać sobie nauczycieli. Do swoich mistrzów – żeby wymienić tych współczesnych – zaliczyłbym takich autorów, jak Harry Mulisch, J.M. Coetzee, Javier Marias, czy Orhan Pamuk. Ale czytam nie tylko beletrystykę. Z czasem zapisałem się również na filozofię, którą studiowałem właśnie pod kątem tego, by w przyszłości zostać pisarzem.

U. Wojnarowska Curyło : Urodziłeś się w Strzyżowie (co dobrze pamiętam ?), ile w Tobie zostało z melancholii, bądź z drugiej strony, ryzykanctwa i stawiania wszystkiego na jedną kartę, tak charakterystycznych dla mieszkańca Podkarpacia?

J. Miazga : Myślę, że bardzo dużo. To ryzykanctwo nawet nie wiem, skąd się u mnie bierze (to znaczy właśnie się dowiedziałem, że z tego, że się urodziłem i wychowałem na Podkarpaciu); ta cecha wydaje się nie pasować do reszty mojego charakteru, ale prawda jest taka, że jeśli coś mnie zainteresuje, zaraz przeradza się to w obsesję i jestem gotów się całkowicie temu poświęcić. Zresztą pisanie jest tego dobrym przykładem, bo decyzja, żeby zająć się tym poważnie, wiązała się z bardzo dużym ryzykiem – miałem świadomość, że to wpłynie na moje życie zarówno w przypadku, kiedy mi się powiedzie, jak i w przypadku, kiedy nic kompletnie z tego nie wyjdzie. Ale taka świadomość tylko wzmacnia determinację, która jest do pisania równie niezbędna, co skłonność do zadumy, do melancholii. To drugi biegun mojej osobowości, który już na pewno związany jest z Podkarpaciem, ponieważ zawsze, kiedy tu jestem i otaczam się tutejszymi krajobrazami, dopada mnie nastrój pewnej tęsknoty – nie tęsknoty za przeszłością, ale takiej ponadczasowej tęsknoty za bliskością z przyrodą, za przynależnością do świata i stanowienia z nim jedności, która jest we mnie bardzo silna, odkąd pamiętam. Myślę, że na intensywność podobnych przeżyć bardzo wpłynęło to, że dorastałem w takim, nie innym miejscu, ale też to, że oboje moi rodzice jeszcze przed moimi narodzinami przyjechali tutaj z Warszawy. Do stolicy, do dziadków jeździłem zatem na każde ferie i wtedy wyobrażałem sobie, że w innym możliwym świecie istnieje moje alter ego, którego rodzice nigdy nie wynieśli się z tego miasta, i które musi mieszkać tam razem z nimi. Mając w głowie te wszystkie szare bloki i chodniki, oraz dzieciaki, które z niedostatku drzew muszą bawić się na trzepakach, przed zaśnięciem modliłem się, żeby rano przypadkiem nie obudzić się w tamtym świecie jako ten drugi. Krótko mówiąc, uważam się za szczęściarza, że mogłem się wychować na Podkarpaciu.

U. Wojnarowska Curyło : Co jest dla Ciebie serdecznym wspomnieniem z tego czasu, gdy mieszkałeś we Frysztaku?

J. Miazga : Mam z tym miejscem bardzo wiele przyjemnych wspomnień, więc niełatwo jest wybrać kilka spośród tylu innych. Pamiętam, jak chodziłem się bawić nad Baranówkę, czasem z kolegami, a czasem tylko w towarzystwie mojego psa Gucia. Z wielkim sentymentem wspominam wszystkie biwaki oraz obozy, które organizowali państwo Zarszyńscy z Publicznej Biblioteki we Frysztaku i do dziś nie mogę się nadziwić, że natrafiałem na ludzi tak zaangażowanych społecznie i tak uczynnych.

U. Wojnarowska Curyło : Miłość do husky i wielkie w tej mierze efekty hodowlano- wystawiennicze zaczęły się kiedy? czemu? gdzie?

J. Miazga : Pierwszą suczkę husky nabyłem w roku 2002 i był to zakup tyleż oczekiwany, co świadomy. A miłość do psów tej rasy ewoluowała u mnie od ogólnego umiłowania zwierząt oraz dzikiej natury. Jest to pierwotna rasa, więc łączy wiele cech typowych dla dzikich psowatych z cechami psów udomowionych i przede wszystkim bardzo łagodnych. Co do jeżdżenia na wystawy – to po prostu kolejny krok, który umożliwia dzielenie się tą pasją z innymi. Razem z żoną mamy małą przydomową hodowlę, co oznacza mniej więcej tyle, że mioty planujemy tylko na potrzeby wymiany pokoleniowej, a więc bardzo rzadko. Wbrew pozorom, jeśli chce się to robić dobrze, jest to zajęcie bardzo trudne, wymagające ogromnych pokładów pracy i wiedzy, i niezwykle odpowiedzialne, bo przecież odpowiada się za przyjście na świat nowych istot, które mają zająć ważne miejsce w ludzkich domach i sercach. Husky jest niewątpliwie trudną rasą do wychowania, ale i tak uważam, że to najlepsza rasa na świecie.

U. Wojnarowska Curyło : Jak się żyje zootechniko- filozofo- hodowco- pisarzowi w tym czasie, dla kultury, trudnym?

J. Miazga : Istnieje powszechne przekonanie, że świat gardzi humanistycznymi wartościami, i w zasadzie nic nie przekonuje mnie, żeby uważać przekonanie to za fałszywe. Staram się być humanistą, ale to jest takie słowo jakby z lamusa, o którym mało już kto pamięta. W dzisiejszych czasach nawet sztuką rządzą reguły konsumpcjonizmu. Patrząc globalnie, nie dość, że populacja ludzka stale rośnie, a nie maleje, to nadal chcemy mieć coraz więcej. Obwiniamy rolników za złe traktowanie zwierząt, ale sami nakręcamy ten przemysł, spożywając za dużo mięsa. Marnujemy jedzenie, zasoby naturalne, podobnie nie żywimy szacunku do cudzej pracy. I to nawet nie jest tak, że te reguły dyktuje nam ekonomia, bo próżność i niegospodarność z ekonomią nie idą w parze, o czym może nas przekona obecny kryzys. To mnie wszystko trochę przeraża, bo wobec takiego świata czuję się nieswojo i zachowuję się w nim w sposób wycofany. Ale wierzę też, że nie muszę akceptować takiego świata. W moim przekonaniu kultura nie jest żadnym zbędnym dodatkiem do życia, lecz wyrazem owego buntu, który jest w nas. Ma swoje źródło w krzyku, który wydobywamy z siebie, gdy upadamy, i kiedy musimy przekonać samych siebie o naszym człowieczeństwie.  

U. Wojnarowska Curyło : No i ostatnie pytanie: nad czym teraz pracujesz?

J. Miazga : Jestem w zaawansowanym etapie pracy nad nową książką. Na warsztat wziąłem pewien starożytny mit, który od dawna mnie intryguje, a który chciałbym podać w formie współczesnej, w realiach Polski ostatnich czterdziestu lat. Myślę też o napisaniu kameralnej historii, której akcja działaby się w wyimaginowanej wiosce, a dla której pierwowzór upatruję w Kobylem.

U. Wojnarowska Curyło : Dziękuję Ci, mój Drogi, za tę rozmowę. Mam nadzieję, że będziesz swoim życiem realizował swe ideały. Mam też nadzieję, że nasi Czytelnicy, zwłaszcza ci, dla których czytanie jest immanentną składową ich życia, sięgną po Twojego „Absalona”, a gdy minie czas pandemii, Ty sam zechcesz do nas zawitać na spotkanie autorskie, bo rozmowa z Tobą Kubo, to wielka przyjemność.