Wędlina wyborcza

18. 10. 05
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

 Zastanawiałam się czy napisać choć parę zdań na temat zbliżających się wyborów, czy raczej taktownie pomilczeć. No i coś mi nie daje zachować się taktownie. Czyli jak powiedział klasyk- tracę szansę, żeby milczeć ;-)

Zdecydowałam się kandydować do rady miejskiej i oczywiście nie stało się to ot tak. A do tego, kto mnie zna, wie, że nie za bardzo odpowiada mi rola paprotki. A wymóg parytetu również jest mi intelektualnie obcy.

Czytałam programy, czy też raczej obietnice wyborcze kandydatów do różnych rad, a także moich kontrkandydatów. Wszędzie obietnice i pomysły jedne bardziej, drugie mniej nierealne. Oczywiście wszystkie, a przynajmniej znakomita większość, są z kategorii : CO, a prawie żadna z kategorii :JAK.

Pomyślałam sobie, że ja nie znajduję w sobie takiej siły, żeby moich wyborców przekonać, że to właśnie ja będę gwarantem, że wybudowana zostanie dłuższa droga,szerszy chodnik, większe przedszkole czy żłobek oraz kolejne place zabaw i ścieżki rowerowe itede itepe. Nie mam także pojęcia jak moja marna osoba mogłaby zawalczyć skutecznie z bezrobociem np. budując u nas fabrykę czy coś, co kojarzy się z zatrudnianiem innych.

Jak ja chcę w tej kategorii CO zaistnieć, to muszę zaproponować taki fajerwerk, żeby wszystkich przebić i na wiele lat zapisać się w pamięci moich PT wyborców. Mógłby to być tramwaj do tunelu, bo chyba wyjdzie taniej niż pociąg. Ale jeszcze ktoś mnie z tym na wiek wieków skojarzy i nawet z moich wnuków będą się śmiać, że ich babcia na taki oryginalny koncept wpadła.

To może ogłoszę, że będę pracować usilnie, by nasza gmina od północy graniczyła z Jeziorem Tarnobrzeskim, a od południa z Soliną. U nas mieszka sporo żeglarzy, to im się spodoba i może mi wielu głosów przysporzyć. Przecież nie jeden na przestrzeni dziejów żądał dostępu do morza. To my chociaż dostępu do mniejszego akwenu możemy sobie życzyć. I, jak mi zaraz podpowiedziała moja złośliwa wyobraźnia, między tymi skrajnymi punktami- nazwijmy je T i S obiecam starać się o metro. Albo chociaż jakiś pociąg.

A tak poważnie mówiąc, to zastanawiam się, jak przyjdzie się dogadać wybranym przez nas radnym, skoro już teraz błoto polityki tak bardzo dosięgnęło nasz mały Strzyżów?