Już Mickiewicz przewidział przyszłość dla Polaka:
Pan Tadeusz z Soplicą zaleją Robaka,
Czy wybór już skończony, czy może jest open?
A może tak Polonez, oburzył się Chopin.
Poloneza czas zacząć, abiturient jeden,
rzekł i zza pazuchy wyjął 0,7.
Od autora:
Niech autor tego wiersza i każda osoba
wie, że Robak przeżyje, a zginie wątroba.
Kończy się mój ulubiony czas w roku- jesień. Rzadko kto lubi tę późną porę o nieużywanej nazwie - przedzimie. Wrzesień, październik, kolory liści w ilościach i odcieniach obłędnych...Jak pięknie mówi poeta o liściach, że to jesienne pocałunki wiatru. A listopad? Komu przypada do gustu ten czas krótkiego dnia, chłodów, wietrzyska i siekącego deszczu? To normalne, że lubimy urodę. Ale cóż niezwykłego jest w fakcie, że w maju jest pięknie, w czerwcu oszałamiająco pachnie, w lipcu wchodzimy w czas urlopowego leniuchowania, w sierpniu zaczynamy delektować się ogromem owoców? Natomiast, gdy widzę w listopadzie mroźny błękit nieba, brązowoszare pnie drzew, słońce rześkie swym tnącym jak brzytwa światłem, doceniam urodę chwili. Nie lubię zimy. Zwłaszcza grudnia. Ten czas obrzydziła mi nachalność handlowców i pozory serdeczności , której wszędzie pełno. Zwykle w grudniu zewsząd atakują nas cynamonowo- kardamonowe zapachy, dźwięki dżingli i wszelkich, rzekomo, Mikołajowych dzwoneczków oraz życzenia wyrzucane bez uczuciowo, niczym „zapraszamy ponownie” w sklepie na b. Zawsze też przypomina mi się żarcik: zostaw, bo to na święta. I w parę dni później: jedz, bo się zepsuje... Ludzie jadą- dobrowolnie lub pod jakimś naciskiem- z drugiego końca kraju bądź kontynentu, żeby się tej rodzinnej atmosfery, i jak to się teraz mówi, „magii” świątecznej nałykać. A my, kobiety na uszach stajemy, żeby było jak w reklamie sklepu z wyposażeniem wnętrz z najwyższej półki. A przecież wysprzątany dom nie jest tym, co dla „rodzinności” jest najważniejsze. Mój przedświąteczny apel do kobiet brzmi: nie pozwól żeby Twój dom lśnił bardziej niż Ty. Nic nie musi być poukładane, posegregowane i wypucowane do absurdu, bo przedmioty nie są ważniejsze od ludzi. To tylko dekoracja dla naszego życia! Boję się osób kompulsywnie sprzątających, a w wielu z nas okres przedświąteczny wyzwala właśnie takie zachowania. Goście i rodzina, którzy nas odwiedzają, nie są zainteresowani faktem, że w szafach porządek jak żołnierza na półce i że na tych porządkach upłynęło nam 2 tygodnie życia. Żaden dzień się nie powtórzy. Czasu spędzonego na czynnościach nazywanych przeze mnie: zamiast bycia razem, nikt nam nie odda. Nasi goście, to nie inspekcja z ramienia perfekcyjnej pani domu i nie zapamiętają niczego z efektów tych przedświątecznych manewrów, a zapadną im w serce uśmiech, serdeczność, interesujące rozmowy, wspólne spacery lub śpiewy kolęd przy kominku. Droga Kobieto, sprzątasz, dekorujesz, pichcisz, pieczesz, z wywieszonym jęzorem lub na ostatnich nogach lecisz do spowiedzi, po drodze zapominając co istotniejsze grzechy, bo głowa napchana innymi myślami. A goście, jeśli przyjdą, to powiedzą, że nie głodni i nie w głowie im zachwyty nad efektem Twoich tytanicznych wysiłków, bo przyszli się spotkać i pogadać. Jak kiedyś- twarzą w twarz, a nie przez społecznościowe media. Ktoś z Czytelników może mi zarzucić, że namawiam do nicnierobienia. Cóż, czysto i bez proszka jest w sklepach meblowych, a jakoś nie wydaje mi się, że do tego miejsca pasuje słowo: rodzinnie. A tego nam właśnie potrzeba w szaleństwie obecnej doby. Poczucia, że jesteśmy ważni. My, a nie nasze ubranie, fryzura, buty czy paznokcie, wypucowane podłogi i nienaganne firanki. Cały ten pokaz i blichtr, to jedno wielkie zamiast. W życiu każdego są takie „zamiasty” różnych rozmiarów. Ważne, by nie przysłoniły tego, co w nim daleko istotniejsze.
Trudno jest żyć w konsensusie,
kiedy seks jest na przymusie.
Nie jestem filologiem. Moim guru w aspekcie polszczyzny jest profesor Jan Miodek. Od dawna miałam pragnienie, by nasz język wziąć w obronę przed językowymi chwastami. Wiem, sama niewiele zdołam zrobić, mogę najwyżej powalczyć z wiatrakami lub spróbować zawrócić Wisłę kijem. Nie mniej, na potrzeby II Skarbów Strzyżowian przygotowałam swoje wystąpienie w tej właśnie materii. Nie konsultowałam go z żadnym polonistą. Jeśli takiego wykształcenia Czytelnik doszuka się pomyłek i uproszczeń, proszę o powiadomienie mnie, bo jestem praktykiem słowa i słowo jest w centrum mojej osobistej i zawodowej uwagi. Zaczynajmy zatem od czasu sprzed blisko 200 lat. XIX w. to czas wielkiej polskiej literatury, troski o czystość języka i powstańczych zrywów, a te okoliczności sprzyjały szeroko pojętej polskości np. próbowano wtedy„obcy” uniwersytet zastąpić wszechnicą. Sytuacja geopolityczna uzasadniała obecność języków rosyjskiego i niemieckiego w mowie. Utrwalała wtręty z tych języków typu: wsio, chwatit, genug, ja (tak), ancug. Obecność w granicach ówczesnej Polski Lwowa i Wilna gwarantowała występowanie cech tych regionów – z zaśpiewem: proszy c’ebi , Kos’c’uszka, dźwięcznym h (wahadło, Bohdan) czy przedniojęzykowo-zębową spółgłoską ł (łapa), co słyszymy oglądając filmy z tamtych lat. W okresie międzywojennym mówi się o trwałej obecności gwary w polszczyźnie (bo ok. 80% Polaków nią się posługiwało), dopełnianej językami mniejszości narodowych (Rusini, Niemcy, Żydzi, Tatarzy) będącymi 1/3 całej populacji naszego kraju. Do języka ogólnego napływają wówczas i utrwalają się w nim pierwsze w dziejach polszczyzny anglicyzmy: mecz, trener, kort, dżokej, brydż, klub, biznes, komfort, strajk. Nowością w języku jest zaczynający się proces maskulinizacji form odnoszących się do kobiet – zwłaszcza zajmujących prestiżowe stanowiska (pani prezes, pani mecenas), a także nazwisk (pani Nowak, pani Curyło, pani Zaręba), chociaż ciągle obowiązują w tekstach urzędowych żeńskie postacie nazwiskowe (Nowakowa, Curyłowa, Zarębina, Nowakówna, Curylanka, Zarębianka).
Lata II wojny światowej to czas słów – rodzimych i obcych, takich jak: nalot, sztukas, łapanka, godzina policyjna, getto, zsyłka, lagier, oflag, gestapo, ausweis. Koniec wojny to początek okresu niespotykanych ruchów ludności – ze wsi do miast, ze wschodu na zachód, spowodowanych zmianami granic państwa. W efekcie tereny ziem zachodnich i północnych, w których funkcjonuje tylko język literacki, to nowa jakość w historii języka polskiego – Polska stała się krajem narodowo jednorodnym z minimalnym procentem w pełni zasymilowanych mniejszości.
Polska w latach 1945-1989 jest państwem należącym do bloku krajów tzw. demokracji ludowej. Realia tego okresu znalazły odbicie w języku: pegeer, sojusz robotniczo-chłopski, inteligencja pracująca, żelazna kurtyna, komitet centralny, gospodarka planowa, tysiąclatka, strajk okupacyjny, kartki na żywność, pewex, beton partyjny, pieriestrojka. Były to zarazem czasy cenzury przekazu, który przed 1989 r. nazwano nowomową (za Orwellowskim newspeak).Czasy gierkowskie to ogromny przyrost nowego słownictwa naukowego, technicznego i zawodowego (np. koparka, kruszarka, ładowarka, zwałowarka, montażownia, nastawnia, wykańczalnia). Dzięki środkom masowego przekazu i ograniczonym – ale postępującym, zwłaszcza po 1956 roku– kontaktom ze światem, przenikały do polszczyzny z Zachodu anglicyzmy: big-beat, dżinsy, hit, trend, prezenter, relaks, serial, western. Powojennie powstałe zapożyczenia to zapożyczenia sztuczne tj. wyrazy utworzone współcześnie, z greki i łaciny typu: dyktafon, kserokopia, logopedia. Rzeczywistość elektroniczna, która wkroczyła po 1989 roku i coraz powszechniejsze obcowanie z komputerem, internetem, pocztą mailową, telefonem komórkowym zmieniło radykalnie sposób porozumiewania się. Komputerowy świat wprowadził setki anglicyzmów, takich jak: digitalizacja, haker, laptop, link, reset, skaner, serwer, smartfon, spam. Potwierdzeniem wpływu elektroniki jest model budowy: e-...., takich jak: e-podpis, e-mail, e-faktura, e-PIT. W mowie potocznej odbierane są one jako obce polszczyźnie. Utrwalane za sprawą reklam zapadają w świadomość i traktowane są neutralnie – zwłaszcza przez młodych ludzi stykających się z nimi od dzieciństwa. Wyraźna jest dominacja języka angielskiego w nazewnictwie gospodarczo-ekonomicznym: audyt, biznesplan, deweloper, grant, non profit, rating, sponsoring. W codziennym języku zauważalne jest anglizowanie wymowy nawet takich form, które są w dziedzictwem innych kręgów kulturowych jak: Dżosef Reicinger , kawa Dżejkobs, walka Dejwida z Golitem. Wpływ angielszczyzny widać wszędzie. Pokolenia starsze wzmacniały ekspresję wypowiedzi wtrętami obcojęzycznymi używając sentencji greckich, łacińskich, francuskich, niemieckich i rosyjskich – ad vocem, pardon, fertig, bumaga, chwatit. W wypowiedziach młodszych generacji tę funkcję pełnią wtręty angielskojęzyczne: sorry, wow, jestem cały happy, power, afterek, biforek, debeściak, kesz, lajcik. Młodzi Polacy żyją w rzeczywistości elektronicznej. Charakterystyczny dla języka informatycznego megabajt jest źródłem popularności cząstki mega – : megawypas( znakomite warunki), megamózg( wybitny student). Inny termin – reset– stał się wariantem wypoczynku, relaksu, odnowy, zregenerowania się, a dilejtowanie – kasowania. To zwrot popularny w języku sportowym, gdzie wraz z masakrowaniem wyparło wygrywanie, zwyciężanie, pokonywanie, faulowanie, przegrani nazywani są rozstrzelanymi lub zgilotynowanymi, a ich zwycięzcy poczuli krew i byli ich katami. Ekspansywność języka młodzieży to widoczna cecha polszczyzny po 1989 r., budują oni dwa światy językowe – ludzi młodych i starszych, nierozumiejących kontekstu słów typu: lol, flow, beka, dzban, wtopa. Charakterystyczne dla slangu młodzieżowego są ucięcia jak: komp, siema, dozo, nara, spoko, cze. Postępującą brutalizację codziennej mowy, lansują media z telewizją na czele. O potoczności świadczą takie formy, jak: strasznie, fajnie, szajba, jaja, facet, dobra, dzięki. Wulgarność stała się znakiem rozpoznawczym Polaków w Europie. Przeklinają wszystkie grupy społeczne, a usprawiedliwianie takich słów prowadzi do powstawania społecznych mitów, że forma zajebisty, kiedyś wulgarna, stała się neutralna.
Zmiany w języku są znakiem czasu. Coraz powszechniejsze jest przekonanie o zasadności nieodmieniania nazwisk – zwłaszcza w tekstach urzędowych: Pawłowi Krypel, zamiast Pawłowi Kryplowi, tradycyjne państwo Curyłowie wypierane są przez: państwo Curyło. Odchodzą grzecznościowe zwroty zawierające nazwiska pani Rędziniak, panie Haligowski, pani Gruszczyńska, zastępowane modelem imiennym, lansowanym szczególnie przez firmy, banki: panie Andrzeju, pani Ulu, pani Mariolko – bez względu na różnice wiekowe między partnerami rozmowy. Zwracanie się po imieniu obowiązuje programach telewizyjnych, a w wołaczach tychże imion przewagę zyskuje mianownik: żegnaj Hubert (Hubercie); dziękujemy Kasia( Kasiu). Model imienny, zaczyna się pojawiać nawet w relacjach rodzice–dzieci, teściowie–synowe/ zięciowie, tak jak odchodzą w przeszłość zwroty typu: proszę babci, niech mamusia zobaczy, niech tatuś powie, czy wujek przyjdzie?, zastępowane przez powszechne już „tykanie”: chodź, babciu, zobacz, mamo, powiedz, tato, przyjdziesz, wujku?To są znaki czasu rzeczywistości geopolitycznej, ekonomicznej, cywilizacyjnej, ukształtowanej w ostatnich latach dziejów polszczyzny.
Dawno w niebyt odeszły prześliczne określenia ilości- półtrzecia czyli dwa i pół, czy samoczwart tj. we czworo. Otrzymując spadek po mamie nie mówimy, że to macierzyzna, podobnie jak po babci- babizna. Gdy mamy zastrzeżenia do czyjegoś intelektu, nie mówimy o tej osobie- to hebes ( z łaciny tępy, głupkowaty) lub gułaj (gamoń). Tchórza określano kiedyś cykoriantem, dłużnika debitorem a opoja dusikuflem. Przekleństwa zapewne też były barwniejsze, do dziś w pamięci miłośników wojaka Szwejka pozostało: „od Krakowa wieje wiater, wszystko idzie na sermater”... Mnogość i barwność tych określeń każe mi się zastanowić czy kiedyś powstanie zawód tłumacza z polskiego na polski?
Jeden by nie chciał,
a drugi woli,
być w posiadaniu,
słabej silnej woli.
Z czasów bycia chórzystką pozostało mi wspomnienie ćwiczenia artykulatorów poprzez dokładne wymawianie zdania : „Już październik jest za płotem, przeszedł cicho poprzez sad.” Właśnie dziś przeszedł z wiatrem, chmurami, chlustającym deszczem, więc wcale nie przechadzał się cicho. Ale już jest, umalowany, „ukoralowany” jarzębiną i głogiem, z czerwonymi „ włosami” z dzikiego wina. Jeszcze chwila i z ładną pogodą zaleje nam dusze zachwytem nad urodą jesieni. Bardzo lubię jesień- od sierpnia po listopad włącznie, to mój czas. Zawsze dobry i zawsze mi sprzyjający.
Kiedyś październik miał dwie konotacje. Dla jednych był miesiącem oszczędzania, dla kolejnych był miesiącem modlitwy różańcowej. Obecnie, gdy o uwagę zabiega mnóstwo przeróżnych aktywności, wydarzeń, osób, ten najdłuższy w roku miesiąc (tak, tak- w związku z przejściem w czas zimowy jest o godzinę dłuższy od pozostałych, 31- dno dniowych miesięcy), znany bywa jako: miesiąc walki z rakiem, miesiąc Seniorów, miesiąc cyberbezpieczeństwa w Europie, miesiąc dobroci dla zwierząt, miesiąc różowej wstążki, miesiąc budowania świadomości społecznej na temat zespołu Downa, miesiąc ważenia tornistrów, miesiąc bez przemocy, miesiąc Skarbu Narodowego, ufff...Dużo tego!
A ja chciałabym zwrócić uwagę miłych Czytelników na skarby słowa zawarte w polskich przysłowiach dotyczących patronów z tego uroczego miesiąca.
„ Po świętym Franciszku chodzi bydło po owsisku.”
„O świętej Brygidzie babie lato przyjdzie.”
„ Święta Jadwiga szczapy dźwiga.”
„ Święty Łukasz, czego po polu szukasz?”
„ Święta Urszula perły w polu rozsnuła.”
I w związku z tym, życzę tak Państwu jak sobie, by jak najdłużej były z nami dni z babim latem, a święta Urszula perły z przymrozków zatrzymała w swym skarbcu do późnego listopada.
Niechaj z nieba
los Ci sprzyja,
niechaj Cię nie kąsa żmija,
niepokornych śmigaj batem,
szwagra oszczędź,
jam Ci bratem.
Czasem gdy sobie leżę,
tak do góry brzuchem,
to chętnie bym się przykrył
takim marnym puchem.
Seks dla niej
sprawą przyjemną,
tak się składa,
że nie ze mną.