in Fraszki
18. 08. 27
posted by: Andrzej Curyło

Żona to jest taki potwór,

ma gębę, ciało, w nim otwór.

Z satysfakcją przyznać muszę,

że żona ma również duszę.

18. 08. 23
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

 Ze zdumieniem stwierdzam, że jak dotąd nie podzieliłam się z Wami moją miłością do Węgier. Jeżdżę na Węgry od dość dawna. Próbowałam kiedyś policzyć ile razy zdarzyło mi się tam być. Niestety w okolicach 50 - 60-ciu zaczęłam się gubić. Zastanawiałam się nie raz, co mnie urzeka w tym kraju? Może melodia języka, tak inna od naszej? Może te, niepodobne w niczym do znanych mi słów, nazwy? Może te wspomnienia z dzieciństwa, gdy na Węgrzech „było”, a w Polsce się „zdarzało” wystać coś przed świętami? A może ciepełko, które Węgrzy mają bez łaski, a my musimy wyjeżdżać do ciepłych krajów. Chociaż trzeba przyznać, że w tym roku awansowaliśmy do grona ciepłych krajów. Wręcz niektórzy mają tego ciepła dość.

 Moje jeżdżenie pasjami „do wód” i szczera wiara, że wody leczą i odmładzają, to jedno. A głód zwiedzania i doznawania, poznawania i dziwienia się, to drugie. Celem ostatniego wyjazdu w sześcioosobowej grupie rodzinno – przyjacielskiej były okolice Egeru. Gospodyni naszego domu gościnnego była ogromnie zdumiona gdy spytałam ją o drogę do Poroszlo czy do Doliny Szalajki. Polacy kojarzą się Egerczykom z Doliną Pięknej Pani (piwniczki w tufach), ale z Szalajką czy najpiękniejszym węgierskim wodospadem Fatyol czy hodowlą lipicanów? No w żadnym razie! Podczas naszego spaceru Doliną Szalajki chyba tylko raz miałam wrażenie, że słyszę polski język. Natomiast Węgrzy w parach, samotnie, rodzinnie, na rolkach, rowerami, ciuchcią, w środku tygodnia odpoczywają w Górach Bukowych. W malowniczych jeziorkach hodowane są pstrągi, które z apetytem pożarliśmy w jednej z licznych restauracji na trasie. Mniam! Potem wróciliśmy do Szilvasvarad z nadzieją podziwiania rasy monarszych koni, ale tego dnia była jakaś impreza zamknięta. Moja znajomość węgierskiego ogranicza się do zwrotów grzecznościowych, kilku liczebników, paru rzeczowników, a więc zbyt jest nikła, żebym mogła wywnioskować cóż takiego ważnego działo się w tej słynnej na cały świat hodowli lipicanów.

 Kolejnego dnia pojechaliśmy nad Jezioro Cisa do Poroszlo, w Ekocentrum napatrzyliśmy się na ogromne jesiotry i bieługi w akwarium słodkowodnym, podobno największym w Europie Potem pływaliśmy łódką po rozlewiskach, wśród trzcin i wzdłuż podmokłych łąk. Ścigaliśmy się z łabędziem, obserwowaliśmy się ze ślepowronem, podglądaliśmy kormorany i czaple. Uwodzi mnie uroda tych terenów. Mam marzenie żeby kiedyś dokładniej poznać Park Narodowy Hortobagy. Marzy mi się wyjazd na odloty żurawi, tak gdzieś w połowie października. Kolejny rok mi się tak marzy. Ciekawe czy w tym roku się uda?

 Lubię Węgry. Współcześnie nie mamy im czego zazdrościć. Mamy tyle samo lub więcej, mamy nieco taniej, zatem w tych kategoriach wygrywamy konkurencję. Polki są ładniejsze, Polacy przystojniejsi, więc.. też nie o to chodzi. Na Węgrzech jest jakaś taka wyczuwalna w powietrzu tęsknota, nieśpieszność, równiny i upał oszukują mirażami, ale to niegroźne oszustwa. Bardziej baśniowość. A może najbardziej znane hungaricum- "Dziewczyna o perłowych włosach" Omegi budzi wciąż te same emocje? Choć to przecież 50-lat jak znamy tę balladę.

A może to wina win lodowych, tokajów, merlotów i egri bikaver'ów ?

 I tak się cieszę, że na Węgry mamy tylko nieco ponad 200 km, choć te miejsca, które znów albo po raz pierwszy chcę zobaczyć są już jednak znacznie dalej.

 

in Ludzie
18. 08. 05
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

Wkurza mnie rozdawnictwo pieniędzy. Pewno wynika to z faktu, że jestem czwartym pokoleniem pracującym i od swojej pracy uzależniam dobrobyt mojej rodziny. Spotykam się argumentami, że nigdy tak dużo dzieci nie wyjechało na wypoczynek, jak od czasu obowiązywania 500+. Że nigdy tak dużo osób nie chodziło na płatne zajęcia i korepetycje, jak ma to miejsce obecnie. Tyle tylko, że zupełnie inna sprawa umyka piewcom sukcesu polityki społecznej aktualnie rządzących. Taka mianowicie, że dzieci nie są wychowywane w kulturze pracujących rodziców, ale w kulturze socjalu. Spotkałam w dyskusjach na ten temat takie stanowisko, że dzieci są lepiej dopilnowane, nakarmione, dopieszczone. I jakaś część prawdy w tym jest. Ale są to dzieci wychowywane przez matki, bo ojcowie muszą ( wyjątek stanowią ci, którzy mają np. 10 dzieci- znam taki przypadek- i też z tego socjalu, plus niezgłoszone zatrudnienie, się utrzymują), na rodzinę jakoś zarobić. Dzieci wychowywane przez mamy i mam koleżanki, mają wzorce związane z jedną płcią. Potem w przedszkolu spotykają się z paniami nauczycielkami (pan w przedszkolu występuje w roli konserwatora, czasem katechety, pana od angielskiego, czy też akompaniatora na rytmice). W pierwszych latach nauczania 99,9% nauczycieli to kobiety. Z wyjątkami jak wyżej, plus czasem pan od wf. Znam kilku takich dorosłych wychowanych pod mamusiną spódnicą – w pracy miejsca nie zagrzali, a 50- tka na karku, w każdej sytuacji chętnie wchodzą w spory i dyskusje, byle tylko ten efektywny czas pracy jakoś zleciał. Nie jestem skłonna gloryfikować roli ojca, a deprecjonować rolę matki. Ważna jest równowaga. Zresztą, człowiek, który na pieniądze zarobił, zupełnie inaczej je wydaje. Ten kto je dostał, czy np. wygrał, z reguły dość szybko się z nimi rozstaje.

Nie chcę gloryfikować PRL- u, choć mojej rodzinie jakiejś rażącej krzywdy nie zrobił. W PRL-u studiowaliśmy oboje z bratem, wszyscy rodzice naszych rówieśników pracowali, albo w..., albo na gospodarstwie. Ktoś chciał studiować, musiał zdać i się dostać, nie słyszałam żeby jakiś mój rówieśnik miał przedłużony czas matury, bo ma alergię czy dyskalkulię. Zresztą o alergii też nie słyszałam w tych zamierzchłych czasach mocno drugiej połowy XX wieku. O dysleksji, dyskalkulii i innych „dysach”, też nie. Nigdy nie zapomnę kolegi, który chodził w pierwszej klasie liceum w zniszczonym ubranku z przykrótkimi rękawkami i nogawkami. Nie przeszkodziło mu to dostać się na medycynę i obecnie być wziętym(i bardzo normalnym) lekarzem. A jego rodzice oboje pracowali na gospodarstwie gdzieś na podkarpackich pagórkach. I dzieci mieli kilkoro, a wszyscy są wykształceni i dobrze sobie w życiu radzą. Oczywiście znam też takich, którzy także nie pochodzili z bogatych domów, ale mieli w życiu farta i teraz zupełnie nie pamiętają, że nie zawsze było tak dostatnio i ze swoją zamożnością bardzo się obnoszą.

Nie trzeba być socjologiem, żeby wiedzieć, że dziecko czerpie pierwsze wzorce z najbliższych i na nich buduje swoją percepcję świata. Czytałam, choć źródła nie pamiętam, że 60% dzieci z rodzin obojga pracujących rodziców, ma satysfakcjonujące życie zawodowe i osobiste. Gdy pracuje zawodowo tylko ojciec odsetek spada do 30%. Jakiś nieznaczny procent ludzi dorosłych, z rodzin, w których rodzice nie pracowali, pokonuje szklany sufit zawodowej kariery.Nie jestem przeciwnikiem wspierania rodzin, ale nie zgadzam się na wypychanie młodych ludzi wychowanych na socjalu w oceany bezradności i frustracji. Bo stąd krok do popadania w łapska hochsztaplerów politycznych i psychologicznych kuglarzy.

 

in Fraszki
18. 08. 05
posted by: Andrzej Curyło

W łowieniu ryb taki był prędki,

że szybciej składał,

niż rozkładał wędki.

in Fraszki
18. 08. 04
posted by: Andrzej Curyło

Najpierw poszedł na grzyby,

a potem na ryby.

Powód tego taki,

w grzybach miał robaki.

in Fraszki
18. 07. 29
posted by: Andrzej Curyło

Poszedł po rozum do głowy,

długo nie wraca, pewnie nie gotowy.

in Fraszki
18. 07. 28
posted by: Andrzej Curyło

Picie, to taka dyscyplina:

łatwo rozpocząć, trudno zatrzymać.

in Ludzie
18. 07. 26
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

 

Nie przestanie mnie zaskakiwać to, co spotykam w gabinecie. Myślę tu o wysiłku, który należało włożyć, żeby mały, a czasem już nie taki mały człowiek był i zachowywał się tak, jak się zachowuje. Mam dorosłe dzieci i ich dzieciństwo przebiegało w czasach bez mała wieków średnich, więc odniesienia trudno robić. Nie mam wnuków, więc rodzinne obserwacje także odpadają.Zatem tak krótko, zgodnie z przyjętą przeze mnie linią nierozgadywania się na piśmie – pewno dlatego, że mam dość gadania godzinami dziennie :-)

Pojawia się mały człowiek, pewny siebie, nie dający się poprawić, próbujący „pobuszować” po szafkach i półkach, zupełnie nie zainteresowany kontaktem bez względu na atrakcyjność prób.(Poziom atrakcyjności oceniam po reakcjach wielu innych osób w tym wieku.) Kiedy w końcu łapię z osóbką wzrokowy kontakt, mierzy mnie zimnym wzrokiem mówiąc: mój tata jest lekarzem. I tu wymienia jego specjalizację. W tym momencie pomyślałam – takie rzeczy? Tylko w małym miasteczku.

Inny mały człowiek w trakcie pół godziny odreagowuje na mamie moje próby podjęcia terapii kopiąc ją dwukrotnie, tyleż samo bijąc i raz opluwając. Do tego dwa rzuty na podłogę i potępieńcze wycia bez łez. Reakcja mamy: brak. I jeszcze taka mamina uwaga: wie pani, on wcale nie zauważył tego, że mu nie pozwalam grać na tablecie i smartfonie i oglądać tam bajek. Tylko ja mam dużo więcej z nim pracy. Ale postępów nie widać. Myślę sobie: taaa, jasne. Najpierw 3 lata bycia z człowieczkiem bez rodzicielskiego bycia, a potem chęć, żeby w 3 tygodnie wszystko się poprawiło. Wychowywanie dziecka jest czymś zupełnie innym niż gierka na tablecie.

Kolejny dzieciak – powinien mówić, a tego nie robi. Wszystkie dzieci w rodzinie i wśród dzieci znajomych już mówią, a to dziecko wcale. Zadaję jakieś pytanie i.... (tu odgłos mojej szczęki uderzającej o podłogę), mama tłumaczy moje pytanie z polskiego na język dziecka, totalnie niedostępny dla świata zewnętrznego. No, chyba się muszę na korepetycje z tego języka dźwięków, mlaśnięć chrząknąć i ciamkań, zapisać. Inaczej pewno się nie porozumiemy. Już współczuję nauczycielom w przedszkolu.

Kolejny przypadek, nastolatka, zaczęła się jąkać, bo ją....babcia stresuje. Z satysfakcją mi opowiada jak wraz z mamą sprawdzają czy ta babcia była w ich pokojach i czy zostawiła ślad dotknięcia czegokolwiek. Dziewczyna ledwo powietrze łapie, tak bardzo chce opowiedzieć jak jeszcze można dowalić tej starszej pani. Znam tę osobę, może gigant intelektu to nie jest, z pewnością ciekawska taką małomiasteczkową ciekawością, naiwna i łatwowierna. W przeciwieństwie do wnuczki. Za to wnuczka? Może raczej do psychologa lub psychiatry z tym zaburzonym odbiorem świata powinna się udać. Tyle było tych gotujących się w niej złych emocji, że jak wyszła z gabinetu, miałam ochotę wykąpać się w... gabinetowej umywalce.

I jak to co powyżej podsumować? Jak sobie pościelicie (rodzice), tak się wyśpicie. Nie wiem. Zupełnie nie wiem co o tym myśleć.

 

in Fraszki
18. 07. 21
posted by: Andrzej Curyło

Tak z kobitką tańczył,

że już dzisiaj niańczy.

in Fraszki
18. 07. 16
posted by: Andrzej Curyło

Fantastyczne chwile na mundialu przeżył,

pozbył się sukcesu i pozbył łupieżu.