Ekologicznie

20. 01. 05
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

 

Śledzimy tragedię w Australii. Oglądamy poruszające filmy i zdjęcia. Przekazujemy w mediach społecznościowych memy błagające o deszcz dla tamtych rejonów. I wydaje nam się, że zrobiliśmy dobrze. Ale, że to daleko, emocje dotyczą nas na krótko. Boję się, że wcale nie musi nie wiadomo ile wody w rzekach upłynąć, żeby u nas wydarzyły się podobne tragedie.

Dostałam od rodziców las. Ponieważ jest to teren niezdigitalizowany, a mapy geodezyjne pamiętają czasy Franciszka Józefa, postanowiłam uporządkować dokumentację. Konieczna była wizyta w lesie. Oprócz gałęzi, na ściółce leżało sporo potłuczonego szkła. Mimo, że od dawna jest obowiązek segregowania i płacenia za śmieci i każdy musi to robić, wciąż są osoby, dla których najlepszym miejscem dla śmieci jest tzw. paryja. Najlepiej nie własna. Taki właśnie widok zdobi mój, od niedawna, las. Niech zatem zdarzy się suchy rok, słońce przedrze się do tych wyrzuconych szkieł i pożar gotowy.

Pamiętam jeden z takich gorących, letnich dni. Był to już nasty upalny dzień. Podlewałam ogródek. Mamy takie małe zarośnięte, kwitnące zbocze. Nagle poczułam, że ktoś na mnie patrzy. Nie wchodząc w szczegóły- przyglądała mi się jaszczurka zwinka, których moc mamy latem w ogródku. Skręciłam strumień wody i taki ledwo kapiący skierowałam na zwierzątko. Jaszczurka piła zachłannie, bacznie mnie obserwując. Gdy ugasiła pragnienie, pozwoliła się jeszcze delikatnie zrosić po grzbiecie. I spokojnie odeszła w sobie znane miejsce. Pomyślałam sobie, jak bardzo musiała być zdesperowana, żeby podejść do człowieka i prosić o pomoc.

Wczoraj pojawiła się u nas pierwsza tej zimy gołoledź. Oczywiście płytki na tarasie także były całe w lodowej skorupce. Walczyłam z nowym systemem do sprawozdawczości, który wymyślił jakiś urzędniczy specjalista, z kategorii myślicieli sądzących, że od mieszania herbata zrobi się słodsza. Nagle usłyszałam powarkującego na parapecie kota. Nasz kot, norweg, ma takie dźwięki w swoim zakresie głosowym. Patrzę, a na tarasie siedzi / leży ptaszeczek, maleńki dzwoniec, a jego patykowate nóżki, na lodzie rozjechały się w szpagacie. Wzięłam zmiotkę i łopatkę i wyszłam na zewnątrz. Ptak wpadł ze strachu w dygot jak w febrze. Nagarnęłam go na łopatkę i podrzuciłam lekko. Pofrunął bez problemu.

Myślę sobie – świat nie jest mój. Jest tak samo jaszczurki i dzwońca, jak mój. Dzięki temu że dokarmiamy ptaki, znamy je i potrafimy odróżniać, a one rewanżują się nam latem śpiewem i zjadaniem różnych larw. A jaszczurki pałaszują ślimaki, gąsienice, pająki i inne nie lubiane przeze mnie ziemne tałatajstwo.

 Tekst nie ma konkluzji. Ma życzenie. Chciałabym żeby moje dzieci, wnuki i wszelkie pra- też kiedyś miały taką możliwość pomóc jakiejś żyjącej drobinie. I miały z tego radość. Jeśli moje pokolenie nie zadba i nie skupi się na ekologicznym podejściu, moje życzenie może się nigdy nie zrealizować.