Czerwone maki Kaukazu

17. 05. 19
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

Tak się niespodziewanie poskładało, że spędziłam kilka dni na Kaukazie. Dużo czasu minęło od chwili, gdy ostatni raz byłam za wschodnią granicą. Spokojnie, nie będę sprawozdawać co, gdzie, kiedy i z kim oraz za ile. Wciąż jednak nie mogę otrząsnąć się z przeżyć w innym od naszego świecie. I o tym właśnie będzie poniżej.

Wrażenie pierwsze, nazwę je pasażerskie : Drogi w przeważającej większości takie, że plomby wypadają bez naszego udziału. Jazda po nich przypomina ściganie węża. Kierowcy, mam wrażenie, zdając na prawo jazdy, nie muszą znać znaków i przepisów drogowych. Toteż  przestrzeganie ich zupełnie tam nie obowiązuje. Czyli - znaki drogowe, kolor świateł, linia ciągła, to tylko mało istotna sugestia. A norma to – brak przejść dla pieszych, przekraczanie prędkości o 50 km minimum, wyprzedzanie na trzeciego, przekraczanie linii ciągłej – w każdej sytuacji dopuszczalne, jazda na czołówkę z tirem - standard, trąbienie z każdego powodu i na każdego użytkownika drogi - jak najbardziej, światła pojazdu nocą – cóż, może być także latarka. Były chwile rodem z horroru, zwłaszcza dla kogoś, kto tak jak ja, siada na siedzeniu za kierowcą… I zaskoczenie - nie widzieliśmy żadnego wypadku, a przejechaliśmy 3500 km. Kierowcy wyprzedzani hamowali, aby wyprzedzający miał się gdzie schować.

Wrażenie drugie: gastronomiczne. W Gruzji skojarzenia miałam z Czarnogórą czy Albanią tj. na tyle inaczej, żeby to zauważyć, na tyle podobnie, żeby się nie dziwić. Problem mam z Armenią. Nie wiem jak to napisać, żeby nie urazić Ormian- nasz sanepid zamknąłby większość przydrożnych barów i restauracyjek, w których jadaliśmy. A my zaryzykowaliśmy i żyjemy. Jedzonko, np. rybki lub raki z ormiańskiego morza czyli z jeziora Sewan, leżącego na wysokości blisko 2000 m n.p.m., kawa parzona tradycyjnie w tygielku, bezkonkurencyjny lawasz, w który zawija się wszystko, co przyjdzie ochota zjeść, zupełnie wyjątkowe kołduny chinkali, czy pyszne gołąbki tolma. Byliśmy w Jerewanie (jak życzą sobie wymawiać nazwę ich stolicy Ormianie) w restauracji Kovkas Pandok na kolacji. Dobre ormiańskie potrawy w przyzwoitych pieniądzach. Z mojej strony bez zachwytu w kierunku czaczy. Narodowy trunek z tamtych stron, który zakupuje się legalnie a także niezupełnie, dla mnie o zapachu denaturatu i smaku podpałki do grilla (choć nie zdarzyło mi się takowej spożywać, ale to jedyne skojarzenie jakie mam). Natomiast wina - jak najbardziej tak.

Wrażenie trzecie: przyrodnicze. Kaukaz to strome skały w kolorach od szarego przez brąz do czerwieni, kaniony, wodospady, serpentyny. Widoki zapierające dech w piersiach i to niezależnie czy patrzymy na stronę turecką, karabachską, azerską czy irańską. Trasa nasza wiodła w rejonie kopalni miedzi, gdzie skały stają się rudami, lśniącymi od złotych kryształków i plamek. To piryt, który zręcznie udaje samorodki złota. Stojąc na przełęczy Sulema (ponad 2400 m n.p.m.) patrzyliśmy na pokryte śniegiem zbocza gór, myśląc – my tu wjechaliśmy, a przecież przed laty biegł tędy Jedwabny Szlak dla kupców z Samarkandy, Taszkientu, z Tibilisi czy nawet z Chin… Góry w Armenii schodzą do kwitnących hal. To widok niezapomniany: złote łąki kocanki, całe łany szkarłatno-fioletowych kwiatów o nieznanej mi nazwie, morza szafirowych bławatków z ostro różowym środkiem, czy zupełnie niezwykłe, rosnące wszędzie krwiste i lśniące srebrzyście maki. A wszystko to wśród przeróżnych ziół zbieranych przez mieszkańców dla siebie i do odsprzedaży np. nam. Czubricę, daleko bardziej aromatyczną niż bułgarska, kupiliśmy idąc zwiedzać klasztor z IX wieku w Tatew. A znakomitą swańską sól, o którą u nas trudno, też gdzieś po drodze.

I coś jeszcze co bardzo mnie porusza: Sisjan. Byliśmy w jednym z najstarszych kręgów na świecie - zbudowanym przed piramidami i przed kromlechem w Stonehenge. Archeolodzy twierdzą, że dla celów obserwacji astronomicznych, powstał 7000 lat temu. Ormianie mówią, że powstał z wykorzystaniem wiedzy kosmitów. Mówią też, że kto wejdzie w krąg wypełnia się dobrem, jasnością i przebaczeniem. Może tylko tak mówią, ale może warto zaryzykować i wysłać tam paru naszych…

Wrażenie czwarte: ludzie. Uśmiechnięci i życzliwi, mimo, że biedni. Gruzja- zdecydowanie bardziej europejska i bogatsza. Gruzini - zarabiają do 300 lari (ok. 600 zł), natomiast Ormianie ok. 100-140 dolarów (50-70 tysięcy dram). Jeśli pracują, a jest to rzadkość. Podczas podróży spaliśmy w hotelu w Goris, niedaleko od granicy z Górskim Karabachem. W hotelu odbywała się tańczona impreza dla młodzieży. Dyskoteka jakby. W tańcu tych młodych ludzi widać było, że są stamtąd- dziewczyny tańczyły oddzielnie, chłopcy oddzielnie. I te ruchy górali z Kaukazu.

Nocą mojego męża zbudziło mechaniczne mruczenie. Wyszedł na balkon. Ulicą jechały transportery z czołgami i działami.