Medykalizacja, czyli ślepa uliczka.

25. 04. 03
posted by: Urszula Wojnarowska-Curyło

Miły Czytelniku, ten tekst, który zaraz przeczytasz, „siedział” we mnie od dłuższego czasu. I dojrzałam wreszcie, by myśli przekształcić w litery i przelać je na papier. Otóż, zauważyłam jakiś już czas temu, że coraz mniej jest zwykłych dzieci. I nie mam na myśli zapaści demograficznej, o której od dawna trąbią wszystkie media, ale fakt, że dzieci mają prawo być różne! Z obserwacji moich wynika, że obecnie najlepiej byłoby, żeby każdy maluch przechodził kompleksową diagnozę na progu przedszkola, bądź szkoły. Wówczas z precyzyjnymi rozpoznaniami , kodami, zespołami czy wręcz chorobami, wracałby do grupy czy klasy, z czymś, będącym swoistą instrukcją obsługi danego człowieka. Tak „opracowany” przypadek, przeszkoleni na każdy deficyt terapeuci, będą poddawać różnorakim terapiom. Wcale jeszcze nie tak dawno dziecko miało prawo być ruchliwe, wszędobylskie, rzutkie, ciekawskie, teraz taka osoba ma etykietkę: ADHD. Kiedyś było roztrzepane, teraz ma deficyt uwagi dowolnej. Gdy dziecko było wycofane, nieśmiałe, ciche, strachliwe, przez co z trudnością nawiązywało relacje koleżeńskie, to takie było i kropka. Teraz ma w diagnozie- jeśli jest jej poddane, cechy autyzmu atypowego. Kiedyś były dzieci wybitnie zainteresowane jedną dziedziną czy umiejętnością i mające w tym zakresie wiedzę encyklopedyczną (np. o dinozaurach), albo niezwykły talent językowy, ale dziś diagnoza brzmi: Asperger, albo przynajmniej parę jego mocnych cech. Kiedyś dzieci bawiły się w piasku, czy ziemi ( kto z byłych dzieci czytających te słowa nie gotował zupy z trawy lub nie piekł chleba z błota?) pomagały w lepieniu ciasta, pomagały w drobnych czy cięższych pracach w domu, czy warsztacie, garażu, więc... nie miały zaburzeń integracji sensorycznej. Teraz nie mogą pomagać w pracach z mąką, bo albo ją rozsypią i pobrudzą „wyspę” w kuchni, albo jedzenie produktów mącznych, to gotowy do odgrzania zakup. O garażu czy warsztacie zapomnij. Przecież się skaleczą! A wiem to stąd, że ćwicząc bogacenie słownika czynnego, w oparciu o ilustracje stwierdzam, że dzieci wiedzą co to jest termomix,  stolnica to już nie. Zatem, jak ten rozwijający się mózg ma porządkować otaczającą rzeczywistość, gdy zmysły dostarczające informacje ze świata są ograniczone do wzroku skupionym na treściach gier zawartych w  telefonie czy tablecie . Kiedyś dziecko mające problem z niepłynnością, było dzieckiem jąkającym się, dziś ma zespół pandas. To, które mówiło później niż rówieśnicy, obecnie ma diagnozę o opóźnionym rozwoju mowy czynnej i wskazanie do objęcie go wszelakimi, dostępnymi w placówce, terapiami. I tak mogłabym długo, bo wysłuchuję w gabinecie tych i wielu innych opisów zdarzeń na styku dziecko - instytucja.

 

Ja nie jestem wrogiem terapii. Sama w tej branży pracuję ponad 30 lat. Jestem wrogiem medykalizacji, która problemy niemedyczne definiuje przez kategorie medyczne i wprowadza medyczną interwencję. Zachęcam do demedykalizacji. Czyli? Dla swojego spokoju psychicznego, internet w wychowywaniu dziecka proponuję wykorzystywać wyłącznie do wprowadzania pomysłów do osobistych zabaw z dzieckiem, a nie do- po pierwsze stawiania diagnoz, a po drugie- do wyszukiwania filmików dla maluchów, które mają biernie oglądać. Czas do trzeciego roku życia, to wspaniały okres na rozbudzenie tak mowy jak zainteresowania światem zewnętrznym. I jeszcze jedno, a nawet dwa ważne spostrzeżenia: kolorowanie, kserówki, gry komputerowe to nie są zajęcia rozwijające mowę oraz to, że zajęcia logopedyczne to nie głównie oblizywanie warg i liczenie zębów. Kameleon oblizuje się nawet po czole, ale to nie znaczy, że przygotowuje się do mówienia!