Jakie to niebywałe, gdy w tych czasach, w których każdy sobie sterem, żeglarzem, okrętem, w czasach ludzi zapatrzonych w cyfrową rzeczywistość, wydarza się coś, co przeczy ludzkiemu egoizmowi. Bo jak inaczej nazwać sytuacje, gdy grono często nieznanych sobie ludzi zaczyna się spotykać i coś wspólnie tworzyć. Pewno, najpierw musi być pomysł, który rodzi się w kreatywnym umyśle, musi być ferment twórczy, który nie daje pomysłowi wygasnąć. Potem muszą być ludzie godni realizacji idei. I to jest często bariera nie do przejścia, bo fantastyczne pomysły mogą się rodzić, ale o fantastycznych wykonawców znacznie trudniej. Mamy szczęście, bo pomysły szefowej Stowarzyszenia ”Zakorzenieni w kulturze”, Uli Rędziniak, rodzą się obficie. Nadto, Ula „obrosła” osobami wyjątkowymi i szalonymi, pracowitymi i zdolnymi oraz mającymi dostęp do podobnych sobie. Ostatnie wydarzenie „Tu wszędzie jest moja ojczyzna” zapewne zostanie Państwu na łamach naszej „Wagi i Miecza” przez autorkę wydarzenia dokładnie przybliżone. Ja chciałam zdań kilka powiedzieć o magii spotkania ludzi, którzy się nie znali, znali słabo, powierzchownie, czy bez wzajemnych, głębszych emocji. Jako osoba słowa, nie miałam okazji, ale też potrzeby, by uczestniczyć w próbach. Przyszłam jakby na gotowe. Oni byli już w jakiejś mierze zespołem, a ja jako element z zewnątrz grupy, nigdy nie poczułam się w tym gronie obco. I w takich okolicznościach sztuka pokazała swoją niezwykłą moc. Nie jest ważne bowiem, czy taki szczególny dar wzruszania się pięknem słowa, dźwięku, obrazu, przypisany jest określonym rodzajom kunsztu. Ważne jest, że są osoby, które stać na wzbudzanie emocji tak, by inni mogli przeżywać to co słyszą i widzą na scenie. Kto był, ten wie o czym mówię. Niestety, wiele ludzi jest impregnowanych na ów rodzaj specyficznego uniesienia.
Cieszę się, że mogłam w tym widowisku brać udział, że mogłam podziwiać kunszt Wykonawców, że tyle emocji i wspomnień odezwało się we mnie echem. Powstrzymuję się od personalnych odniesień, bo nikomu nie chcę sprawić przykrości, że jest na mojej liście nie wymieniony jako pierwszy. Więc, jako autorka tego tekstu, pozwolę sobie przyznać ex aequo pierwsze miejsce wszystkim, których miałam okazję poznać lub bliżej poznać, dzięki uczestnictwu w tym scenicznym dziele. Dziękuję Oli Fiołek – Matuszewskiej, Jadzi Skibie, Madzi Kawie, Beatce Oliwie za profesjonalizm, dowcip i dystans do siebie, za słowicze trele, wielki urok, klasę i życzliwość. Dziękuję Mateuszowi Nowakowi, Darkowi Dacie, Darkowi Jodłowskiemu, Andrzejowi Borkowskiemu, Dominikowi Dąbrowskiemu, Pawłowi Kędziorowi, Marcelowi Oliwie, Antkowi Fiołkowi, Markowi Knopflerowi, który na ten koncert wcielił się w Bartka Płouchę, ze ten wykonawczy ogień, za skupienie, przepiękne głosy, dźwięki i rytmy oraz maestrię wykonania. Dziękuję za wzruszenie, oczarowanie, możliwość zachwycania się tym co prezentowaliście. Nie mogę pojąć czemu o te osoby nie walczą najlepsze estrady? Jak dobrze, że na naszym terenie jest nam dane delektować się taką sztuką przez największe z liter.