Jako miłośniczka świąt Wielkiej Nocy cieszę się, że mogę to głośno wyartykułować: Boże Narodzenie to najważniejsze PO Wielkanocy chrześcijańskie święto w roku. Źródła historyczne podają, że zostało wprowadzone w Rzymie, w IV wieku dla uczenia faktu narodzenia Jezusa. Chrześcijanie wierzą, że Jezus urodził się w żłóbku, na sianie, w stajni. Stąd symbolem tego czasu jest szopka. Sam początek tworzenia bożonarodzeniowych stajenek / szopek przypisuje się cesarzowej Helenie, prawdopodobnej fundatorce Bazyliki Narodzenia Pańskiego w Betlejem. Przez wieki upowszechnił się w katolickim świecie zwyczaj budowania stajenek dla upamiętnienia okoliczności miejsca urodzenia Jezusa. Pierwsza informacja o tym, że Boże Narodzenie obchodzono 25 grudnia pochodzi z 356 roku. Wcześniej dzień narodzin Jezusa obchodzono prawdopodobnie 6 stycznia, a 25 grudnia ustanowiono dniem świątecznym, jako przeciwwagę dla pogańskiego święta narodzin boga Słońca. Tak dokładna data, jak dokładny rok narodzin Jezusa, nie jest precyzyjnie znany, ale z największym prawdopodobieństwem wiadomo, że nie był to rok pierwszy, wymieniany jako początek naszej ery. Król Herod Wielki zmarł w 4 roku p.n.e., dlatego niektórzy historycy skłaniają się do przyjęcia tego roku, jako roku urodzenia Jezusa. Inni twierdzą, że towarzysząca temu wydarzeniu gwiazda betlejemska, była kometą Halleya, jak precyzyjnie obliczyli astronomowie, widzianą w 12 roku p.n.e. Może być także, że gwiazda betlejemska była wybuchem supernowej, co wg obliczeń badaczy, miało to miejsce w 5 roku p.n.e. Źródła chińskie donoszą o komecie z warkoczem widocznej w tych latach na niebie, lecz należy pamiętać, że w tamtych czasach kometa była zwiastunem nieszczęść, więc nie prawdopodobnym jest, by kojarzono ją z radosnym faktem narodzenia boga- człowieka. W średniowieczu okres świąt Bożego Narodzenia był obchodzony niezwykle hucznie i wesoło. Dopiero od XVII wieku zaczęła się kształtować obyczajowość, jaką znamy dziś - święta radosnego, ale w kontekście zadumy nad życiem, śmiercią i zbawieniem. W przeszłości Boże Narodzenie było nazywane w Polsce Godami lub Godnymi Świętami - od starosłowiańskiego słowa god tj. rok. Wg autorki „Świąt polskich” Barbary Ogrodowskiej, „ nazwa ta pochodzi od zaślubin (godów) starego i nowego roku oraz nocy i dnia”, gdy czas późnogrudniowy zbiegał się z zimowym przesileniem. Wybiegając nieco do przodu kalendarza, zastanawiam się, czy sama nazwa „styczeń” nie ma związku ze stykaniem się starego roku z nowym?
Dawniej w Polsce pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, po pasterce lub po porannym nabożeństwie spędzano przy suto zastawionym stole, na rozmowach, śpiewaniu kolęd, modlitwie i odpoczynku. Tego dnia powstrzymywano się od wszelkiej niekoniecznej pracy- nie wolno było sprzątać, prasować, rąbać drewna, przynosić wody ze studni, a nawet gotować. Tradycja zakazywała również czesania się, przeglądania w lustrze i spania w ciągu dnia. Z zasady nie urządzano w tym dniu wesel ani zabaw, a także nie składano i nie przyjmowano wizyt, poza spotkaniami z najbliższymi krewnymi.
Drugi dzień świąt jest dniem poświęconym męczeństwu św. Szczepana. W Małopolsce, skąd pochodzi mój mąż, obsypywano się owsem, na pamiątkę ukamienowania św. Szczepana. W Szczepana zamalowywano też małopolskim pannom i kawalerom okna wapnem z sadzą. Dla żartu. Hm, ten żart mało zabawny mi się wydaje, zwłaszcza w kontekście porządków przed świętami, zwyczajowo przypisanym kobietom. Obyczaj ów był praktykowany na Lubelszczyźnie w tzw. Śródpościu, ale o takich obyczajach porozmawiamy we właściwszym dla nich terminie. Na naszych terenach popularnym zwyczajem drugiego dnia świąt, związanym z zaklinaniem urodzaju, było obrzucanie się ziarnem. Podczas składania sobie życzeń sypali na siebie zbożem domownicy i sąsiedzi, a kawalerowie nie szczędzili ziarna dla obsypywania panien. Może zwyczaj, jako dobra wróżba na przyszłość, przetrwał w obsypywaniu nowożeńców ziarnami lub ryżem? Podobnie jak w pierwszy dzień świąt, nie pracowano, lecz często odwiedzano się rodzinnie i sąsiedzko. Był to też czas aktywności tzw. śmieciarzy. Obyczaj polegał na tym, że nocą na podwórkach domów, w których mieszkała panna, swawolni kawalerowie rozsypywali słomę lub sieczkę. Znany jest mi przypadek, że w jednym ze strzyżowskich bloków, tacy żartownisie rozsypali słomę na klatce schodowej, aż do drzwi mieszkania pewnej panny. A mieszkała ona na IV piętrze. U moich dziadków w Baranowie Sandomierskim był inny zwyczaj. Mianowicie, młodzi figlarze potrafili nawet na dachy wytargać sprzęty gospodarskie, a zdarzało się, że i całe wozy, a nawet bramy wejściowe, czy drabiny, co widziałam na własne oczy, więc mogę zaświadczać. Jeszcze na początku XX wieku żywa była tradycja, że drugi dzień świąt rozpoczynał dwanaście tzw. szczodrych dni, które trwały aż do 6 stycznia. Wtedy też chodzono od domu do domu, śpiewając kolędy i otrzymując tzw. szczodraki, które kiedyś były nadziewanymi bułkami. Obecnie nie ma szczodraków, są marnie przyodziani kolędnicy znający 2 linijki kolędy, a miejsce słodyczy czy pokarmów zajęły monety lub chętniej widziane przez tychże, banknoty.
Ciekawe na co zrzucimy odpowiedzialność, że się nie spotykamy, nie rozmawiamy, nie cieszymy wspólnie, nie żartujemy, nie droczymy, lecz bez złości? Na covid? Na RODO? Na XXI wiek i że teraz to już inne czasy? Albo na wygodne: brak czasu? Gdzie się te wszystkie obyczaje przeniosły? Gdzie jest teraz ich miejsce? Tylko w pamięci niektórych? W książkach nieczytanych? W skansenach i dla zwiedzających? W opracowanych do perfekcji (na użytek jurorów festiwali folklorystycznych) obrzędach zespołów ludowych? Tylko w przeszłości?